Jak wygląda pierwszy wyjazd narciarski z maluchem?

Jak wygląda pierwszy wyjazd narciarski z maluchem?

20 października 2019 Off By Magda D.

Opowiem Wam dziś jak wygląda pierwszy tydzień nauki jazdy na nartach malucha. Pisząc malucha mam na myśli dziecko w wieku 2,5- 4 latka. Jeżeli uważacie, że uda Wam się wtedy POJEŹDZIĆ, to w tym momencie robimy przerwę. Musicie sobie odpowiedzieć na pytania. Czy jedziecie na tydzień, aby Wasze dziecko nauczyło się jeździć i aby jak najszybciej stało się waszym kompanem narciarskich przygód? Czy jednak chcecie pojeździć sami? Jeżeli to drugie, to lepiej od razu zrezygnujcie z takiego rodzinnego wyjazdu. To się kłóci ze sobą. Nauka dziecka, które ma pierwszy raz narty na nogach i Wasza wizja przemierzania kilometrów niestety nie idą w parze. Na pocieszenie dodam, że taki maluch bardzo szybko ogarnia jazdę na nartach i jeżeli poświęcicie pierwszy wyjazd, aby to Wasze dziecko nauczyło się jeździć a Wy mu w tym będziecie towarzyszyć zyskacie o wiele więcej. Będziecie widzieć te niezapomniane momenty, kiedy maluch stawia pierwsze kroki narciarskie a naprawdę to jest jak ze stawianiem pierwszych kroczków. Cudne przeżycie. Będziecie mogli je wspierać i będziecie mieć mnóstwo fantastycznych zdjęć i filmów do rodzinnego albumu. Razem zbudujecie narciarską więź i zaufanie do siebie na stoku. Będziecie świadkami postępów a to jest niezapomniane wspomnienie.

Pierwszy tydzień wygląda mniej więcej tak.

DZIEŃ PIERWSZY

Masz malucha wiek 2,5 roku, może 3 – latka. Ambitnie! Zaczynacie wcześnie. Ok. nie ma w tym nic złego. Wasze dziecko tak na dobrą sprawę pierwszy raz widzi prawdziwą górską zimę (ta miastowa się nie liczy – hahaha). Tobie na początek potrzebny jest strój narciarski, zabierz własny sprzęt, ale zbierz także zwykłe buty. Pierwszy dzień musisz pokazać dziecku jak nosić narty, jak zapiąć buty w wiązania, więc dobrze, gdy masz na czym. Dzieci są obserwatorami i fantastycznie potrafią nas naśladować. Jednak nadchodzi taki moment, że marzysz o zwykłych butach, zwłaszcza, gdy twoje buty narciarskie mają duży flex i zdecydowanie nie są dla początkujących. Nadchodzi taki moment, że trzeba się pobawić, ulepić bałwana, porzucać śnieżkami. Wszystko musi być zabawą i oswajaniem. Nie można dać po sobie poznać , że nam strasznie zależy, bo wtedy kaplica. Maluch zrobi na przekór. (Prawa MURPHEGO 🙂 Mimo wszystko staramy się, aby w tym dniu dziecko miało narty na nogach, żeby dreptało, tuptało, uczy się w ten sposób równowagi i obycia z nartami. Jeżeli będzie protestowało, że chce już jeździć, to trochę na przekór się opierajcie, żeby rozbudzać chęć do jazdy, ale pamiętajcie nie można przesadzić.

DZIEŃ DRUGI.

Dziś może trochę się poruszacie, ale nie należy nadal nastawiać się na wielkie szaleństwo. Taka mała rozgrzewka, zwłaszcza jak się wykupiło godzinę z instruktorem. Jednak pamiętajcie – dla 2 latka godzina to bardzo dużo na pierwszy raz. Maluszek, nie potrafi, aż tak długo skupiać uwagi. Więc nie złoście się na instruktora, że Wasze dziecko np. nie chce się uczyć przez całą godzinę. Może się tak wydarzyć. Może też się tak wydarzyć, że dziecko będzie jeździło pełną godzinę po czym powie, że chce jeszcze. I znów to samo, godzinka wystarczy. Zróbcie przerwę, idźcie w nagrodę np. na frytki. Gdy dziecko nadal będzie chciało jeździć to możecie z nim szaleć na oślej łączce ile Wam sił wystarczy. Podchodzenie, próby krótkich zjadów i hamowanie. Ćwiczcie to ile się da. Poruszanie się w płaskim terenie, pod niewielkie wzniesienia, podsuńcie dziecku pomysł na wpinanie i wypinanie nart w różnych miejscach. Wydaje się Wam, że to nie jest nauka? Przekonacie się jak wiele to znaczy, gdy tylko pierwszy raz pójdziecie na większą górę.

Drugiego dnia koniecznie zabierz ze sobą aparat i zrób mnóstwo niezapomnianych zdjęć. To będą najlepsze zdjęcia ever… , bo tyle czasu na wypróbowanie wszystkich możliwości aparatu więcej się nie powtórzy. Potem już tylko robisz zdjęcia w trybie „automat”….

Oprócz tego trzeba nauczyć dziecko wstawać. Poukładać nartę do narty i w poprzek stoku, wtedy dopiero można pomóc wstać. To najważniejsze na dzień dobry. Więc przeważnie cały dzień biega się po tym małym stoku, robi za wyciąg, i podnośnik.

Oprócz aparatu na drugi dzień zabierzcie swój kijek. Wyciągając dziecko na kijku jak na orczyku, nauczycie go umiejętności wyjeżdżania tego typu wyciągiem. Maluch tego nie wie, ma najlepszą frajdę i zabawę, jak tatuś i mamusia na zmianę są konikami.

Nastawcie się, że drugiego dnia nie pojeździcie sami zbyt wiele. I uwierzcie mi nie robię Wam na złość. To jest najszybszy sposób do tego, aby następny wyjazd był o poprzeczkę wyżej.

TRZECI DZIEŃ

Ten dzień podobny. Znów kijek, znów podnośnik,

  • Ja chcę na sanki!!!. Mówi spokojnie maluch.
  • Nie no!!! Na narty przyjechaliśmy. Będziesz jeździć na nartach i KONIEC.

Tu STOP. 

To jest wywieranie presji… Tu pokazujecie , że Wam zależy. A co najgorsze, dziecko TO WIE!!!

Więc jeszcze raz. STOP.

Dacie grzecznie dziecku te sanki, żeby nie krzyczeć, i choć przekleństwa cisną się na język, możecie zrobić tylko jedno – uśmiechnąć się. Jedyne dobre rozwiązanie w tej sytuacji to nie zdjąć dziecku butów narciarskich. Niech śmiga na tych sankach właśnie w tych butach. Za 15, może 10 minut znów ubierze narty, bo w tych buciorach łatwiej na nartach niż sankach czy przyziemnych jabłuszkach. Tego dnia przyjdzie znów instruktor a Wy będziecie zachwycać się jak maluch jeździ, nagrywać filmy. Tak, dokładnie tak będzie. Dzieci, właśnie takie maluchy, robią niesamowite postępy w tych pierwszych dniach.

Może być też tak, że instruktor Was wywali z zajęć, żeby dziecko się nie rozkojarzało. Nic w tym złego. Idziecie więc do baru na kawę lub gorącą czekoladę.

DZIEŃ CZWARTY.

Maluch będzie sobie radził ze zjazdami. Na 100% będzie już hamować i skręcać. Rewelacja. Instruktor właśnie zakończył swoją godzinę, ale okazuje się, że dziecko chce jeździć. Tu pojawia się kolejny problem. Na oślej łączce na której akurat jesteście nie ma wyciągu taśmowego, jest tylko orczyk, a 2,5 latek czy nawet 3-latek sam takim wyciągiem nie pojedzie. Bo najczęściej jest za niski lub za lekki i przy ruszaniu wyrywa go w górę spada, nie może utrzymać równowagi, wywraca się. Musicie szybko opanować sztukę wywożenia malucha „na kolanie”. I będziecie tak jeździć do znudzenia. Pamiętajcie tylko o jednym. Tu nie ma pośpiechu. Róbcie wszystko spokojnie bez nerwów, bez popędzania dziecka. Może się okazać, że maluch ze swoimi nieskończonymi pokładami energii będzie chciało jeździć cały dzień z krótkimi przerwami. Zapeniam Was w pewnym momencie to Wy będziecie mieli dość.

DZIEŃ PIĄTY.

Znów instruktor, znów gorąca czekolada lub piwo w barze, i to samo. W międzyczasie dziecko chce frytki. Znów będziecie holować dziecko na górę na kijku lub wyjeżdżać w dziwnych pozycjach z dzieckiem talerzykiem na górę…. 🙂

DZIEŃ SZÓSTY.

Dziś będzie szaleństwo. Kupiliście kamizelkę asekuracyjną. Bierzecie dziecko na duży wyciąg. Jakby nie było znudziła Wam się ośla łączka. Ja osobiście odradzam te kamizelki, jeżeli nie jesteście sami bardzo dobrymi narciarzami. Poczytajcie o szelkach asekuracyjnych pod tym linkiem, choć tu wrzucę o nich kilka zdań.

https://magiasniegu.pl/?p=560

Wiem, że nie zmienię Waszego zdania. Wiem, że każdy rodzic jak najszybciej chce zabrać dziecko na duży wyciąg. Tam zrobić zdjęcia a po przyjeździe chwalić się, że jeździliście nie tylko na oślej łączce. Uważajcie na szelki asekuracyjne. Tu poświęćcie bardzo dużo uwagi i zróbcie to mądrze. Lejce zawsze mają być luźne, żeby nie zepsuć dziecka równowagi, którą dopiero ćwiczy. Trzeba pamiętać o jednym. Taki maluszek ma baaaaaaaaardzo krótkie narty. Być może i te najkrótsze takie na 67 cm długości. Krótkie narty, krótkie skręty. Dziecko, robi gwałtowne i szybkie skręty. Zatrzymuje się niemal w miejscu a Wy na swoich długich nartach, i na krótkich lejcach od kamizelki, nie jesteście tak manewrowni jak Wasza pociecha. Nie tylko dziecko jest uwiązane, Wy też. Często będziecie musieli hamować z zębami na brodzie, żeby nie wjechać w latorośl, która właśnie zobaczyła coś ciekawego w lesie obok stoku i zatrzymała się tak po prostu, żeby popatrzeć. Nim Wy zainicjujecie przejście narty z krawędzi na krawędź, wasze dziecko zrobi już trzy skręty. Lepsze będą do wyboru długie ale bardziej płaskie zjazdy, żeby maluch jeździł za Wami. Będzie Was naśladować. uwierzcie mi, taka nauka przynosi lepsze korzyści i efekty.

To tak w wielkim skrócie wygląda narciarska nauka. Każde dziecko jest inne, każde uczy się w innym tempie. Każde dziecko ma inną koordynację ruchową. Bierzcie to pod uwagę. Nigdy nie porównujcie do kolegi czy koleżanki, której wychodzi lepiej. To duży błąd z Waszej strony a dla dziecka niepotrzebne kompleksy i niechęć do nart.

Życzę Wam powodzenia i dużo cierpliwości na pierwszy narciarski tydzień z maluszkiem na stoku.

Spodobało Ci się? Daj znać innym!