DZIECKO JAKO KOMPAN PODRÓŻY!!!

DZIECKO JAKO KOMPAN PODRÓŻY!!!

4 listopada 2018 Off By Magda D.

Wychowujemy swoje dzieci od maleńkiego. Uczymy je w ten sposób naszego spojrzenia na świat, naszego sposobu na odpoczynek, leniuchowanie, zwiedzanie. Czasem dorzucamy szczyptę szaleństwa, nieprzewidywalności i zaskakujemy nasze pociechy wyjazdową spontanicznością, która jest daleka od rutyny dnia codziennego. Jednym słowem od pierwszych dni wychowujemy kompana na wspólne życie, ale i na podróże.
Jest to chyba jedyny towarzysz podróży, któremu jesteśmy w stanie wybaczyć jego niezadowolenie, znudzenie, zmęczenie, brak samodzielności. Mimo, że musimy troszczyć się o siebie, to musimy zająć się i naszym małym podróżnikiem. Nie bylibyśmy tacy wyrozumiali w stosunku do znajomego, gdzie w trakcie dalekiej podróży tylko by marudził. Może ten jeden raz dalibyśmy radę w ramach dobrych stosunków towarzyskich, ale następnym razem pojedziemy już z kimś innym. Oczekujemy od kogoś kto z nami jedzie, że nie będziemy go niańczyć, pilnować czy na pewno wymienił walutę, czy spakował paszport. Chcemy, aby dorzucił swoje pomysły, nowe spojrzenie, elastyczność i dopasowanie się do otaczających nas warunków, czasem nieprzewidzianych sytuacji. I teraz czy dziecko może być dobrym kamratem w podróży skoro połowy zalet dobrego kompana mu brak?
-Tak.


Często będziemy nasze wspólne podróże ustawiać pod dzieci. Ja wyjazdy narciarskie próbuję ustawiać pod kątem atrakcji dla najmłodszych. Dzięki temu zwiedziliśmy mnóstwo dziwnych miejsc, a na pewno takich do których nie udalibyśmy się z mężem sami. Okazuje się, że te dziecięce atrakcje, nam dorosłym przynoszą tyle samo frajdy co maluchom. Kilkukilometrową sankostradą jeździłam na równi z naszymi dziećmi. Nawet nie wiem, kto miał lepszy ubaw. Wiele razy znalazłam się na zjeździe jakiegoś fun parku i przybijałam piątkę poustawianym na trasie wielkim łapom. Sama na bank z własnej woli nie wybrałabym się tam. Nie raz zdarzały się zjazdy poza trasą. Szybko analizowałam tylko czy to bezpieczne i czy damy radę szybko wrócić na nartostradę. Przyjemność dla dzieci jest ogromna, bo maluchy całkiem fajnie sobie radzą w takich sytuacjach. Sami z mężem świetnie się przy tym bawiliśmy. Nagle okazało się, że stanęłam na podium narciarskiej ligi podkarpackiej, bo dzieci namówiły mnie na udział w zawodach. No przecież nie odmawia się w takich momentach, tym bardziej, gdy tłumaczymy dzieciom, że liczy się udział a nie zajęte miejsce.
Z czasem nasz mały podróżnik staje się na szczęście coraz bardziej samodzielny. Radość z posiadania własnego „dorosłego” plecaka lub walizki, dodaje entuzjazmu i zawsze kilka procent dojrzałości. Zdziwicie się jak szybko Wasze dziecko nabierze wprawy podróżniczej. Po kilku wyjazdach, mamy wspaniałego kompana podróży. Otwartego na wszelkie nowości, ciekawego nowych miejsc i ludzi. W pewnym momencie okazuje się, że to dziecko stoi już gotowe na stok, w kasku, butach, kombinezonie i mówi: no chodźcie już.

W trudnych sytuacjach, to niestety my będziemy szukać rozwiązania. To my będziemy dbać o jego ekwipunek czy paszport. Jednak uśmiech malucha i słowa: kocham Cię lub ale tu fajnie, są bezcenne. W dziwnych i trudnych momentach podróży nie mamy czasu na załamywanie się i użalanie. Trzeba działać. Dzieci w przeciwieństwie do dorosłych często nie zdają sobie sprawy, że coś jest nie tak. Więc nie panikują, nie dołują nas. Raczej nakręcają na działanie. To jest u nich największą zaletą.

Mały podróżnik u boku powoduje, że i my otwieramy się na nowe. To jest wspaniałe. Podróżujecie ze swoimi dziećmi nie tylko na narty…podróżujcie wspólnie póki chcą!

 

 

 

Spodobało Ci się? Daj znać innym!