NAUKA JAZDY NA NARTACH- BEZ KOMPROMISÓW

NAUKA JAZDY NA NARTACH- BEZ KOMPROMISÓW

15 grudnia 2019 Off By Magda D.

No cóż życie lekkie nie jest. A nauka jazdy na nartach?

Wyobrażacie sobie, że wybieracie się na narty w butach narciarskich- bez nart? Ja taki numer wycięłam swoim dzieciom. Tzn. wzięłam narty, ale tylko jedną parę.

A było to tak…

            Zuza miała cztery i pół roku, Marti dwa i pół, co średnią daje trzy i pół roku.

Właśnie wtedy pierwszy raz pojechaliśmy na narty do najbardziej uroczego zakątka małopolski – Wierchomli Małej. Do domu, który prowadzi fantastyczna Pani Helena z córką i wnuczką. Było to nasze ulubione miejsce, które odwiedzaliśmy co roku, choć na kilka dni, zimą, oraz latem.

            Gdy pierwszy raz chciałam pokazać dziewczynom urok nart, nie miałam dla nich, właściwie żadnego specjalnego sprzętu. Buty z odzysku, ponieważ bardzo ciężko było dostać buty narciarskie w rozmiarze 22. Kombinezon – byle ciepły, kask, grube rękawiczki i ruszamy.

            Na stok o nazwie STONOGA, dziewczyny doszły w butach narciarskich, co stanowiło niezłą rozgrzewkę, głównie dla nas- rodziców.

Pierwsze jazdy próbne z pełną asekuracją i wszystko w formie zabawy. Oczywiście wszystko na zmianę, bo mamy tylko jedną parę nart. I się zaczęło…

– Mamo, kiedy będę ja?

– Tato, teraz ja chcę.

– Zuza zamień się!!!

– Tato kiedy Marti skończy?

  • Ej. Ona jest już długo. Teraz ja!!!…………….

I tak bez końca.

            Pomysł z jedną parą nart okazał się trafiony w dziesiątkę.

Gdy obok jacyś rodzice szantażem brali dzieci i tłumaczyli, że mają jeździć, że instruktor jest opłacony, że MUSZĄ, bo….itd…

            W tym samym czasie moje dziewczyny mało nie „pozabijały” się, o to – która teraz. Rozwiązanie było jedno, każda z dziewczyn miała jedną nartę. Zabawa była niezła, jednak na krótko.

  • Tato, ja chcę dwie narty!! Wtedy jest fajnie. Zaprotestowała w końcu Zuza.

Utrzymaliśmy ten dzień, jakby to ująć, w lekkim niedosycie. Jednak na drugi dzień nie było wyjścia i pożyczyliśmy drugie narty.

Na początek był wyścig na jednej narcie jak na hulajnodze. Dreptanie pod górę bokiem odstawiając jedną nogę i dostawiając drugą, oraz „na choinkę”. Potem tworzyliśmy nartami piękne obrazy, wydeptując na śniegu ogromne kwiaty.

Po wielu zabawach, i w sumie ciężkiej pracy, dziewczyny zasłużyły na nagrodę. Nie były wymagające i zażyczyły sobie frytek z keczupem. Weszliśmy do starej góralskiej chaty, która była przy samym stoku i zamówiliśmy frytki. Obok nas paliło się spokojnie ognisko, a ogień otulał chatę przyjemnym ciepłem. Położyliśmy swoje  mokre rękawiczki niedaleko źródła ciepła, żeby trochę wyschły.

Dziewczyny z zapartym tchem opowiadały o nartach, o swoich podejściach pod górę i pięknych narciarskich rysunkach. Siedziałam i słuchałam ich opowieści, a serce mi rosło, że aż tak polubiły narty. To była dobra zapowiedź wielu wspólnych wyjazdów i niezapomnianych przygód.

MAMO JA CHCĘ JEŹDZIĆ -I TO JUŻ!!!

           Poprzedni dzień minął na zabawach na śniegu, na oswajaniu się z butami narciarskimi i z nartami, więc dziś trzeba zacząć się uczyć.

Jako, że sama jestem po kursie instruktorskim, postanowiłam, że nauczę dziewczyny jeździć sama.

Jedno ćwiczenie, drugie ćwiczenie, trzecie. Zaczęłam się denerwować,- a one mnie wcale nie słuchały. Stwierdziłam, że taka nauka mija się z celem. Bo prędzej je zniechęcę niż nauczę jeździć. Wykupiliśmy więc na początek jedną lekcję.

Przyszedł instruktor. Godzina i podział na dwie osoby. Pan instruktor rozpoczął naukę od tych samych ćwiczeń co ja, ale miał większą siłę przebicia i dziewczyny bez słowa wykonywały jedno po drugim. Szybko okazało się, że godzina to mało, a Zuza i Marti chciały więcej i więcej. Ja będę uczyć innych, pomyślałam, a Jurek poszedł wykupić kolejną lekcję z instruktorem.

            Wiecie co jest najśmieszniejsze?

Czy zgadniesz, co wspólnego ma PIZZA i NARTY?

Ktoś powie stoki są we Włoszech i pizza jest z Włoch. No tak, ale mamy lepsze połączenie.

Wykorzystaj pizzę na stoku. Na dużym kawałku pizzy hamujemy. Na małym kawałku pizzy jedziemy. A na pasku pizzy jedzie się szybko jak Adam Małysz.

Duży kawałek pizzy tworzy się wtedy, gdy dzioby nart są bliziutko, a tyły nart oddalone jak najbardziej od siebie. Im większy taki kawałek pizzy tym szybciej się hamuje.

Mały kawałek pizzy jest, gdy dzioby nart są blisko, a tyły nart są oddalone od siebie tylko trochę.

Pasek pizzy to pasek, narty jadą równo jedna obok drugiej. Popatrz na nasze zdjęcia.

            Marti jeździła głównie na pasku pizzy. Zawsze, im szybciej tym lepiej . Krzyczała na cały stok : A D A Ś MAŁYYY SZ…!!!!

Wskazówki instruktora idealnie trafiły do dziewczyn.

Dla maluchów teoria o pizzy na stoku jest w zupełności wystarczająca, jak i przekonująca, a co najlepsze skuteczna. Sama z ciekawości ją wypróbowywałam przy najbliższej okazji, gdy uczyłam jeździć na nartach dzieci znajomych.

No jeszcze, że dzióbki się całują. Chodzi oczywiście o to, że zadarte dzioby nart mają być bardzo blisko siebie. Uważajcie!- nie mogą się skrzyżować bo wywrotka gwarantowana.

No i zostają jeszcze skręty. To będzie na pewno trudne- pomyślałam.

Haha, wystarczy dać dzieciom do ręki zaczarowaną kierownicę i taką zupełnie niewidzialną, pokazać kierunek w którym mają jechać. I ONE TAM JADĄ.

            Po tygodniu jazdy dziewczyny śmigały,  aż miło! Wyglądały pociesznie, bo były takie malutkie a radziły sobie wyśmienicie.

INSTRUKTOR OCZYWIŚCIE WSZYSTKO WAM DOKŁADNIE WYTŁUMACZY.

POKAŻE TECHNIKĘ, PRAWIDŁOWE SKRĘTY I POSTAWĘ.

MOŻE TY POZNASZ JAKIŚ INNY SPOSÓB, NIŻ NA PIZZĘ. )))

P. S
Choć nasza nauka odbywała się kilka lat temu, dziś techniki kątowe , czyli pług lub „pizza”, przez coraz większą grupę instruktorów są niemile widziane. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie.
Spodobało Ci się? Daj znać innym!