Tatuś chce jeździć na nartach a dziecko się uczy!!!

27 października 2019 Off By Magda D.

PORADNIK DLA RODZICÓW. PIERWSZY RAZ Z DZIECKIEM NA NARTACH.

No dobra, jeżeli czytaliście artykuł w zeszłym tygodniu, to możecie odnieść wrażenie déjà vu. Zabieg jest jak najbardziej celowy. Celowa jest także prześmiewczość tego tekstu. Jednak nie chcę tu z nikogo robić wariata a jedynie zwrócić uwagę na bardzo istotną rzecz. Uczące się dziecko i nasz sprzęt jaki wykorzystujemy w trakcie, jego nauki. Ja popełniłam taki właśnie błąd. Nowiutkie narty do tego zawodnicze zabrałam, gdy dzieci uczyły się jeździć. Narta świetna, jednak nie wykorzystałam jej w żaden sposób oprócz tego, że się styrała, została porysowana i tylko było mi szkoda. Specjalnie na celownik wzięłam TATUSIÓW, bo to często właśnie WY Tatusiowie macie przerost formy nad treścią. 🙂

Więc weźcie głęboki oddech i zmierzcie się z bolesną prawdą.

Co Was czeka? Jesteście rodzicami, którzy zapewne kochają jeździć na nartach, zapewne nawet całkiem nieźle sobie radzicie. Sezon wcześniej kupiliście sobie wypasione narty, slalomki, albo bóg wie jakie gigantki, najnowszy model freeridów, z wizją śmigania po stokach i poza nimi. Kupiliście takie narty, mimo że w planach już były wyjazdy z dzieckiem.

Powiem jedno. Jeżeli chcecie teraz przestawić się na jazdę rodzinną, to te narty możecie od razu wstawić do kąta, żeby czekały na okazję samotnych wyjazdów lub sprzedać, ewentualnie muszą przeczekać do momentu, aż Wasze dziecko będzie samodzielnym narciarzem i dotrzyma Wam kroku.  Lepiej nie róbcie takiego zakupu, jeżeli wiecie, że pojedziecie w sezonie na tydzień lub dwa z początkującym dzieckiem.

Takie narty nie będą Wam potrzebne przez następnye dwa sezony. W takiej sytuacji lepiej pozostać przy swoich wysłużonych nartach, które dobrze znacie i nad którymi panujecie. Które z biegiem czasu po prostu są zniszczone. Jeżeli ich krawędzie nadają się jeszcze do naostrzenia, to przy nich pozostańcie.

Oczywiście będą rodzice, którzy oddadzą dzieci do szkółek i w tym czasie będą śmigać samotnie, czekając aż ich pociechy nauczą się jeździć i dorównają im kroku. Ale, gdzie w tym wszystkim przyjemność patrzenia jak maluchy stawiają pierwsze kroki na nartach. Jeżeli tak kochasz narty, to pokaż to swojemu dziecku. Niech instruktor nie będzie jedyną osobą, na którą będzie zdany twój przyszły kompan wyjazdów narciarskich. Ono też chce, żebyście widzieli jak sobie radzi, chce pochwały, zwykłego przytulaka po upadku i ciepłego słowa NIC SIĘ NIE STAŁO, NASTĘPNYM RAZEM SIĘ UDA lub ŚWIETNIE SOBIE RADZISZ. Nic tak nie motywuje dzieci, jak pochwała i decenienie przez rodzica.

Niestety dużą większość rodziców muszę zasmucić. Rozminiecie się umiejętnościami. Twoje super narty z najlepszymi flexami wzdłużnymi i poprzecznymi, czipami i innymi gadżetami przerosną umiejętności Twoich dzieci, a może nawet Ciebie.

Twoje narty, narty Twoich dzieci, to też trzeba dograć.

Nauka dzieci to dość długa procedura. Mimo, że na rynku od lat są narty taliowane, i o wiele łatwiej  przychodzi nauka jazdy, to i tak wymaga czasu.

Teraz rzeczywistość.

PIERSZY DZIEŃ

Pierwszy wyjazd z dziećmi na narty wygląda mniej więcej tak.

Masz malucha wiek 2,5 roku, może 3 latka. Ambitnie! Zaczynacie wcześnie. Ok. nie ma w tym nic złego. Pochwalić, Ja też tak zrobiłam. Zabrałam cały swój sprzęt, będę jeździć, na pewno będzie super.

Tym czasem potrzebny Ci strój narciarski i owszem, oraz zwykłe buty. Pierwszy dzień musisz pokazać dziecku jak nosić narty, jak zapiąć buty w wiązania, pobawić się, ulepić bałwana, porzucać śnieżkami. Wszystko musi być zabawą i oswajaniem. Nie można dać po sobie znać , że nam strasznie zależy, bo wtedy kaplica. Maluch zrobi na przekór. (Prawa MURPHEGO 🙂

No więc jak widzisz, nie ma potrzeby, żeby męczyć się cały dzień w butach narciarskich prawdopodobnie z dużym flexem, bo takie muszą być skoro masz narty już niemal zawodnicze.

Kolejny dzień można zaryzykować zabranie nart, zwłaszcza jak się wykupiło godzinę z instruktorem, jednak: po pierwsze – dla 2 latka godzina to bardzo dużo na pierwszy raz, a dwa na oślej łączce twoje wypas narty, sztywne jak szlag, (bo tak ponoć najchętniej wybierają faceci…) 185 cm???.gdzie górka ma 45 metrów… hmmmm. LEPIEJ NIE!!!!

Ok! To już ustalone. Drugiego dnia też nie pojeździcie.

Tego dnia lepszym pomysłem jest zabranie ze sobą aparatu i zrobienie niezapomnianych zdjęć. Cały dzień jest na to. To będą najlepsze zdjęcia ever… , bo tyle czasu na wypróbowanie wszystkich możliwości aparatu więcej się nie powtórzy. Potem już tylko robisz zdjęcia w trybie „automat”….

Oprócz tego trzeba nauczyć dziecko wstawać. Poukładać nartę do narty i w poprzek stoku, wtedy dopiero można pomóc wstać. To najważniejsze na dzień dobry. Więc przeważnie biega się po tym małym stoku, robi za wyciąg, i podnośnik.

Oprócz aparatu na drugi dzień zabierzcie swój kijek. Wyciągając dziecko na kijku jak na orczyku, nauczycie go umiejętności wyjeżdżania tego typu wyciągiem. Maluch tego nie wie, ma najlepszą frajdę i zabawę, jak tatuś i mamusia na zmianę są konikami.

                                                              I znów Twoje wypas narty…? – no szkoda.

Znów nie pojeździcie.

TRZECI DZIEŃ

Ten dzień podobny. Znów kijek, znów podnośnik,

  • Ja chcę na sanki!!!. Mówi spokojnie maluch.
  • Nie no!!! Na narty przyjechaliśmy. Będziesz jeździć na nartach i KONIEC.

Tu STOP. 

To jest wywieranie presji… Tu pokazujecie , że Wam zależy. A co najgorsze, dziecko TO WIE!!!

Więc jeszcze raz. STOP.

Dacie grzecznie dziecku te sanki, żeby nie krzyczeć, i choć przekleństwa cisną się na język, możecie zrobić tylko jedno – uśmiechnąć się. Jedyne dobre rozwiązanie w tej sytuacji to nie zdjąć dziecku butów narciarskich. Niech śmiga na tych sankach właśnie w tych butach. Za 15, może 10 minut znów ubierze narty, bo w tych buciorach łatwiej na nartach niż sankach czy przyziemnych jabłuszkach. Tego dnia przyjdzie znów instruktor a Wy będziecie zachwycać się jak maluch jeździ, nagrywać filmy. Tak, dokładnie tak będzie. Dzieci, właśnie takie maluchy, robią niesamowite postępy w tych pierwszych dniach.

Może być też tak, że instruktor Was wywali z zajęć, żeby dziecko się nie rozkojarzało. Nic w tym złego. Idziecie więc do baru na piwo, kondycja spada a super wypas narty?? Trzeciego dnia – NIC PO NICH.

DZIEŃ CZWARTY.

Maluch będzie sobie radził ze zjazdami. Na 100% będzie już hamować i skręcać. Rewelacja. Instruktor właśnie zakończył swoją godzinę, ale okazuje się, że dziecko chce jeździć. Tu pojawia się kolejny problem. Na oślej łączce na której akurat jesteście nie ma wyciągu taśmowego, jest tylko orczyk, a 2,5 latek czy nawet 3-latek sam takim wyciągiem nie pojedzie. Bo najczęściej jest za niski lub za lekki i przy ruszaniu wyrywa go w górę spada, nie może utrzymać równowagi, wywraca się. Kicha no. Musicie założyć narty.

  • Twoje super wypas narty na orczyk i górkę 45 metrów lub wyrwirączkę. AAAAAAAAAAAA

Znów to samo. No szkoda tych nart. Przy technice wywożenia dziecku na kolanie, Wasze narty ulegną zniszczeniu. Bo dziecko często zapatrzy się np. na innego narciarza, na ptaszka, który akurat przeleciał, cokolwiek. Zapomina, że ma swoje nartki trzymać równolegle i wjeżdża na Wasze super wypas za 3000 tys. zł, slalomki, gigantki, freerajdy…

Takie narty do jazdy rodzinnej ???? Litości.

Już chyba wiecie o czym mówię. Trzeba się niestety przestawić, licząc oczywiście, że dość szybko do nich się wróci, zdobywając wspólnie z dzieckiem Kasprowy czy jakiś „trzytysięcznik” w Austrii.

Dopasujcie swoje narty do sytuacji. Mimo, że jesteście wysportowani, przygotowani do sezonu. Macie najlepsze narty świata, zamęczycie się na nich. A wasza niewygoda przełoży się niestety na dziecko. I nie teoretyzuję tu. Ja to często widzę na stokach.

Na sezon w którym Wasz maluch stawia pierwsze kroki na nartach, a potem na kolejne sezony doskonalenia jazdy, Wy potrzebujecie nart krótkich, elastycznych, a do nich elastycznych butów. W moim rozumieniu do tej sytuacji zwyczajnie wygodnego kompletu nart i butów. Takich butów, żeby nie trzeba było ich za każdym zjazdem rozpinać, a na górze znów zapinać. Dziecko się wtedy będzie niecierpliwić, a przecież chce już jeździć.

DZIEŃ PIĄTY.

Znów instruktor, znów piwo w barze, i to samo. W międzyczasie dziecko chce frytki na stoku, więc i Wy coś skubniecie. Kondycja leci. A slalomki, gigantki, freerajdy upss. No nic stoją samotnie i czekają.  Znów nie pojeżdżą.

DZIEŃ SZÓSTY.

Dziś będzie szaleństwo. Kupiliście kamizelkę asekuracyjną. Bierzecie dziecko na duży wyciąg.

OK. Ale to też z głową. Trzeba pamiętać o jednym. Taki maluszek ma baaaaaaaaardzo krótkie narty. Być może i te najkrótsze takie na 67 cm długości. Krótkie narty, krótkie skręty. I znów udowadniam, że Wasze narty, slalomki, gig….. itd. są do dupy. Dziecko, robi gwałtowne i szybkie skręty. Zatrzymuje się niemal w miejscu a Wy na swoich mega długich i sztywnych nartach, i na krótkich lejcach od kamizelki, nie jesteście tak manewrowni jak Wasza pociecha. Nie tylko dziecko jest uwiązane, Wy też. Często będziecie musieli hamować z zębami na brodzie, żeby nie wjechać w latorośl, która właśnie zobaczyła coś ciekawego w lesie obok stoku i zatrzymała się tak po prostu, żeby popatrzeć. Nim zainicjujecie przejście narty z krawędzi na krawędź, wasze dziecko zrobi już trzy skręty.

Inna sytuacja. Idziecie do wyciągu. Dziecko co rusz wywraca się. Wstaje, zawsze w poprzek waszych nart i stoi z uśmiechem na samym środku ich super szaty graficznej. No i co mu powiecie??? A może się wydrzecie, że właśnie niszczy Wam drogocenne narty? Bez sensu.

OK. Udowodniłam już, że nie potrzebujecie wyczynowych nart, gdy uczycie swoje dziecko jeździć. Potrzebujecie zwykłych wygodnych nart i butów, które nie będą Was w żaden sposób ograniczać. I przede wszystkim nie będzie Wam szkoda, że zostaną porysowane, zapięcia skopane, dzioby podeptane, piętki zasypane bryłami ludu, czy walnięte kamyczkiem, który teraz akurat wpadł w ręce.  No cóż kolejki czasem są długie, jak się nudzi każda zabawa jest fajna. Tylko tłumaczcie, że tak nie wolno. I to nie jest obciach mieć narty z półki „dupowozów”. One właśnie na ten moment takie mają być. Jak łyżwy, zwinne, szybkie, manewrowe, łatwe do natychmiastowego zatrzymania się. Wygodne do wyjazdu na wyciągu z maluchem na kolanie, do zwiezienia go z góry, do częstej na powrót jazdy pługiem, bo młodemu adeptowi nart trzeba przypomnieć jak zahamować i jak skręcić. Dziecko będzie jeździć po twoich śladach, a ciężko krótkimi nartkami nadążyć za nartą 185 cm. Zdarzy się i tak, że musisz złapać rozpędzone dziecko. W sprytnych nartkach bez problemu wjedziesz pomiędzy jego narty, złapiesz je, podniesiesz i spokojnie wyhamujesz. Czasem będziesz pewnie jechać tyłem, choć to już nie wszyscy potrafią, a szkoda, bo przydatne. Często będziesz używać ześlizgu, bo akurat nie ma czasu i miejsca na piękny cięty zakręt.

NO CÓŻ!! W TYM SEZONIE SUPER WYPAS NARTY NIE SĄ POTRZEBNE!!!!Przynajmniej nie wtedy, gdy uczysz dziecko jeździć na nartach i angażujesz się w to całym sobą.

O nartach już wyraziłam swoją opinię, ale jest jeszcze ważna rzecz.

Kamizelka asekuracyjna. NIezbyt fajna sprawa. Konieczna jest wiedza jak z takiej kamizelki korzystać. Pamiętajmy ona nie służy do nauki tylko do asekuracji ewentualnie do holowania dziecka pod górę, gdy zajdzie taka potrzeba.

Taka kamizelka składa się z body zakładanego na całe dziecko i ma jakby lejce.

Najczęstsze błędy jakie są popełniane, gdy jeździmy z dzieckiem w ten sposób:

  1. Lejce trzymamy naprężone. NIE WOLNO. Wtedy dziecko źle trzyma równowagę, bo naprężone lejce ciągną malucha w górę i odchylają do tyłu. One mają być luźne.
  2. Lejce nie mogą być zbyt krótkie.  Nie mogą być wypuszczone ma metr tylko na  kilka, żeby nam dać szansę, gdy jedziemy za dzieckiem na swobodę własnych ruchów i jednocześnie nie ograniczanie  ruchów malucha.
  3. Lejce przypięte z jednej strony. Błąd. Będziemy znów zaburzać równowagę. Ciągnąć dziecko do stoku, lub będą wymuszać skręt ciągle na jedną stronę.
  4. Zbyt długa jazda w kamizelce, zbyt dużo godzin w niej spędzonych, odbiera dziecku odwagę do samodzielnej jazdy.
  5. Dziecko zwykle jedzie przed nami. Nie widzi nas, więc nie ma kogo naśladować. Nie słyszy nas, więc popełnia niepotrzebne błędy.
Spodobało Ci się? Daj znać innym!