10 błędów, jakie popełniają rodzice wysyłając dziecko na stok.

6 kwietnia 2019 Off By Magda D.

Sam fakt wysłania dziecka na kurs narciarski jest super. Fajnie, że chcecie, aby Wasze dzieci były wszechstronne. Brawa też za sam fakt oderwania dziecka od komputera, telefonu czy tableta. Jednak uwaga na początkowe zajęcia, bo można fajny pomysł zaprzepaścić kilkoma prostymi błędami.

  1. PRZESTARZAŁY SPRZĘT. Zdarzają się rodzice, którzy chcą zrobić dobrze. Jednak niewiele wiedząc o sprzęcie kupują używany od kogoś, bo za niewielkie pieniądze…Niestety zajęcia w grupie bardzo szybko to weryfikują. I zupełnie nie chodzi mi o to, że sprzęt jest nówka sztuka prosto ze sklepu. Chodzi mi o model nart. Kiedyś narty były proste w swoim kształcie. Od końca lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku mamy narty carvingowe. Niestety te techniki kłócą się ze sobą. Instruktor na jednych zajęciach w grupie nie jest w stanie uczyć różnych technik narciarskich. Pomijam już fakt, że właściwie od dwudziestu lat instruktorzy uczą się nowej techniki. Są to zazwyczaj młodzi ludzie, którzy sami na nogach już takiego sprzętu nie mieli. Pewnie większość z nich nawet nie wie jak się na nich jeździ.
  2. BARDZO STARE BUTY. Tu podobnie jak z nartami. Stare buty, były takie trochę „jak na szczudłach”. Czasem niewykonalne było ugiąć w nich nogi w kolanach. Jeżeli dziecko nie może wykonać tego co robi reszta grupy, zniechęca się. Drodzy rodzice i nie krzyczcie wtedy na swoje dziecko, że nie robi tego co inni. Uwierzcie mi, nie są w stanie tego zrobić.
  3. WEŁNIANE RĘKAWICZKI. Każdy narciarz wie, że rękawiczki to podstawa. Na nartach nawet na niewielkich stokach można poodmrażać sobie ręce. Początkujący maluch często się wywraca. Robi ze śniegu kulki, ciągle dotyka śnieg rękami, bo to jest ciekawe i to jest zupełnie zrozumiałe. Niestety te wełniane rękawiczki po kilku zetknięciach się ze śniegiem robią się mokre. Po chwili jest w nich zimno. Instruktor ma duży problem, gdy choć jedno dziecko zaczyna marznąć w ręce. A takie zmarznięte ręce potrafią nieźle dać się we znaki, łącznie z tym, że zaczynają boleć. Wełnianym rękawiczkom mówię stanowcze NIE!!!!
  4. BRAK KASKU. Kask w Polsce jest obowiązkowy!!! Instruktor powinien odmówić zajęć, gdy dziecko nie ma kasku.
  5. BRAK GOGLI. Gogle nie zostały wymyślone dla szpanu. Są zwyczajnie potrzebne. Gdy świeci mocne słońce, gdy sypie śnieg naturalny czy też z armatek, narciarz bez gogli musi zmrużyć oczy. Powoduje to zmniejszenie widoczności, a co za tym idzie jego własnego bezpieczeństwa oraz innych.
  6. CZAPKA POD KASK. Pod kask najlepiej jest założyć przeznaczone do tego kominiarki, ewentualnie cienkie czapki z podobnego materiału jak kominiarki, np. takie dla biegaczy. Wełniana gruba czapka powoduje, że kask jest niewłaściwie założony na głowę i już jej odpowiednio nie chroni.  Często jest on na czubku głowy, ewentualnie przechylony przez pompon czapki w którąś stronę. Oprócz tego w takiej czapce i kasku na raz jest strasznie gorąco. Uwierzcie mi, już w samym kasku jest ciepło. Jak założycie do tego kominiarkę w zupełności to wystarcza.
  7. DODATKOWE WARSTWY ODZIEŻY. Dziecku, które uczy się jeździć na nartach nie są potrzebne trzy pary skarpet. Te wierzchnie zwykle się przesuwają, powodują ucisk i dopiero wtedy może się zrobić zimno w stopy. Jedna para skarpet narciarskich wystarczy. Buty narciarskie są ciepłe. Kolejne warstwy rajtuz, a raz nawet widziałam pod spodniami spodnie dresowe i rajtuzy. Dodatkowe polarki i sweterki. Błąd. Gdy się ruszamy, a na nartach w czasie szkolenia ruchu jest sporo ciężko jest zmarznąć. Dodatkowe warstwy powodują, że ciężko się ruszać, więc gorzej wykonuje się ćwiczenia instruktora. Człowiek czuje się jak ROBOT.
  8. BRAK KIESZENI NA KARNET. To jest dla instruktorów zwyczajnie upierdliwe. Co innego, gdy pod opieką ma jedno dziecko, ale przy grupie już 6-cio osobowej robi się kłopot. Instruktor czeka w bramce na wszystkich, blokuje ją, przebija dzieciom karnety, bo najczęściej nie mogą sobie poradzić z wyjęciem go z kieszeni. Zdejmują rękawiczki, potem je zakładają zasuwają kieszenie. Inni się denerwują bo nie mogą przejść, dzieci się denerwują, że nie mogą znaleźć karnetu. Ogólnie rzecz biorąc katastrofa. Skoro chcecie, aby Wasze dziecko jeździło, to tych kilka przeszkód musicie wyeliminować.
  9. GRUBE SZALIKI I CHUSTKI POD SZYJĄ. No co tu dużo mówić. Głowę ciężko odwrócić, nawet na buty sobie ciężko popatrzeć, bo gruby szalik odstaje na 10 cm, albo plącze się któryś z jego końców. Więc nie sprzyja to bezpieczeństwu na stoku.
  10. SIKU. Zawsze przed zajęciami zabierzcie dziecko do ubikacji. Na zajęciach w grupie, gdy instruktor jest sam, odpada mu spory problem.

Zarzucicie mi, że to kolejne koszty?

Już rozwiązuję i ten problem. Kurtka narciarska, może być spokojnie do chodzenia zimą. Zamiast szalika kupcie taką specjalną chustę „buff” a na nartach posłuży za kominiarkę. Pod spodnie zamiast stu warstw załóżcie jedną- grube rajtuzy. Odpada koszt skarpet i bielizny termicznej.

Spodobało Ci się? Daj znać innym!